Pusta lodówka, czyli zdrowe odżywianie czas zacząć!

Pusta lodówka, czyli zdrowe odżywianie czas zacząć!

W piątek po przyjściu do domu z pracy nie miałam sił na gotowanie obiadu. Zdecydowałam się na kanapki (ile można jeść makaron z pomidorami?). Niestety okazało się, że chleb był spleśniały, wszelkie warzywa zgniły, a margaryna się dawno skończyła.

Wniosek: Ciężko dbać o siebie, kiedy się mieszka samemu. Byłam w poważnym związku kilka lat i widzę teraz, że mieszkając z kimś motywacja do codziennego gotowania jest większa. Chociaż swego czasu myślałam, że jest odwrotnie. Będąc singielką w końcu miałam jeść to, co chciałam, czyli mniej mięsa, więcej zdrowego jedzenia.

W praktyce rzadko kiedy mam ochotę na stanie przy garach. Nie potrafię wymierzyć porcji dla jednego człowieka, więc muszę kombinować, co zrobić z wczorajszym ryżem. No i rzadko kiedy mam w lodówce to, czego potrzebuję (ubrania, owszem, mogę kupować kilogramami, ale na zakupach spożywczych nie znam się kompletnie).

Trzeba z tym skończyć. Ile można jeść makaron albo pizzę z Biedronki?

Dlatego postanawiam – najbliższe dni to focus na jedzenie. Jak sobie w tym pomogę? Mam oczywiście gotową receptę:

  • Zainspiruję się. Przejrzę Internet w poszukiwaniu ciekawych potraw (najlepiej szybkich w przygotowaniu), żeby urozmaicić moją kuchnię.
  • Będę planować posiłki na nadchodzący tydzień tak, żebym wiedziała, co kupić w sklepie na zakupach. Pomoże mi lista zakupów.

I tyle. Chciałabym, żeby był trzeci punkt, bo ładnie by to wyglądało, ale nic nie przychodzi mi do głowy.

Cóż więcej pozostaje… Trzeba się rzucić w wir internetowych przepisów.

Krótki poradnik dla spóźnialskich

Spóźnialstwo to bardzo okropna cecha człowieka. Bardzo. Można przez nią stracić szansę na drugą randkę z super facetem, a nawet – stracić przyjaciółkę. Niestety mówię z własnego doświadczenia. Najczęściej traci się jednak „zaledwie” godność, szacunek i zaufanie.

Cóż, jak mówiłam – to okropna cecha. Dlatego postanowiłam znaleźć na to sposób. Nie wszystkie rady, jakie znalazłam w Internecie przypadły mi do gustu, więc ograniczam ten poradnik tylko do kilku, które brzmią całkiem sensownie. Albo podaję alternatywy.

A zatem:

Rada nr 1

Jeśli spóźniasz się do pracy/ szkoły, to rozważ: wcześniejsze wstawanie (bleh!) albo skrócenie niektórych czynności. Śniadanie możesz zjeść po dotarciu do biura/ szkoły, włosy możesz umyć wieczorem zamiast rano, a ubrania – tak, właśnie! Możesz je również przygotować wieczorem!

Rada nr 2

Zorganizuj się! (Wbrew pozorom) nie ma nic złego w grafikach. Jeśli przyzwyczaisz się do określonego rytmu dnia, nie będziesz musiała co chwilę nerwowo zerkać na zegarek.

Rada nr 3

Wychodź wcześniej i idź szybciej! Wiadomo.

Rada nr 4

Zaplanuj sobie czynności. Wiesz, ile mniej więcej potrzebujesz czasu na makijaż, fryzurę, etc. Jeśli wiesz, że czeka cię impreza albo inne ważne wyjście, oblicz, ile potrzebujesz czasu, dodaj do niego jakieś 45 minut i zacznij odpowiednio wcześnie się szykować.

Rada nr 5

Nie rozpraszaj się. Ćwicz koncentrację i staraj się skupiać na jednej rzeczy bez przerywania co 5 minut, żeby zrobić kawę, sprawdzić maile albo fejsbuka. Dzięki temu będziesz kończyła swoją pracę znacznie szybciej. (Internet jest tu szczególnie zwodniczy – na każdym kroku można wpaść na filmik o kotach i umówmy się – na jednym się nigdy nie kończy…)

Teoria a praktyka

Uzbrojona w cały bagaż teorii, pełna zapału i szczerych chęci nie przypuszczałam, że rzeczywistość tak mocno sprowadzi mnie na ziemię. Minął już tydzień mojego życia jako ideał, a nie mogę powiedzieć, żebym chociaż się do niego zbliżyła.

I w dodatku nic się nie wydarzyło. Samochody nie wjeżdżały w słupy, bo kierowcy zagapiali się oglądając mnie podążającą chodnikiem, moi znajomi nie dostrzegli, że zamiast wulgarnych słów używam teraz takich wyrażeń, jak „owszem” albo „jednakowoż”, a w pracy… No właśnie, w pracy nie stało się kompletnie NIC. Kacper nie zatrzymał się sekundę dłużej na moich nogach wyeksponowanych przez króciutką sukienkę, a podczas przerwy na kawę rozmawiał ze mną jak zawsze. Żadnego błysku w oczach, żadnego zakamuflowanego podtekstu, ani odrobiny flirtu.

W dodatku okazało się, że na drodze do ideału stoję sobie ja sama. A raczej moje cechy charakteru, takie jak:

  • lenistwo (naprawdę muszę przygotowywać sobie ubrania KAŻDEGO wieczoru? I wszystkie PRASOWAĆ?!)
  • roztrzepanie (co prawda od dawna unikam sytuacji, kiedy wpadam do biura z wałkiem we włosach albo jednym pomalowanym okiem – koncentracji uczyłam się medytując, ale mimo to zdarza mi się zaparzyć dwie herbaty, chociaż miałam zrobić jedną – dla siebie, a moje notatki i dokumenty krążą po całym piętrze, bo zostawiam je tam, gdzie akurat ktoś mnie zagada)
  • brawura (dlaczego uważam, że zdążę zlizać z łyżeczki jogurt, który niebezpiecznie gromadzi się na jej spodzie? dlaczego akurat w dniu kiedy mam białą bluzkę muszę używać miksera do spieniania mleka – bezpośrednio w mojej kawie? grrr!)

Jest jeszcze spóźnialstwo. Ale o tym kiedy indziej…

Cóż. Mówią, że trening czyni mistrza, ale szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy nie postawiłam sobie celów zbyt wysoko. Na razie tydzień pierwszy oznaczam jako „failed”.

Udawaj aż uwierzysz

Obserwacja KI w moim otoczeniu nauczyła mnie kilku ważnych rzeczy:

  1. Nie trzeba być idealną cały czas, trzeba jednak sprawiać takie wrażenie w najbardziej strategicznych momentach. Czyli przy ludziach.
  2. Ludzie postrzegają cię jako idealną, jeśli sama czujesz się dobrze we własnej skórze. Nie chodzi o to, żeby nie mieć kompleksów, ale o to, żeby je umiejętnie ukrywać i udawać, że ich nie ma.
  3. Bycie idealną to ciężka praca.

Punkt 2. chwilami wydaje się niemożliwy do realizacji. Podeszłam jednak do sprawy analitycznie i mam kilka pomysłów, jak to osiągnąć.

Po pierwsze: trzeba się trochę rozpieszczać. Wklepywać balsamy, nakładać maseczki, dbać o paznokcie (na pewno znacie to zażenowanie, kiedy próbujecie ukryć zdarty paznokieć na dłoniach, bo wieczorem zapomniałyście/ nie chciało wam się go zmyć).

Po drugie: ubrania poprawiają nastrój i podnoszą pewność siebie. Tak, wiem, siła powinna być w nas itd., ale powiedzmy sobie otwarcie – ubrania są dla kobiety ważne. Rekomendowałabym zacząć już od bielizny. Im seksowniejsza, tym lepiej. Jeśli chodzi o sam ubiór, wiadomo, nie każda z nas ma wyczucie stylu. Moja propozycja: zapisz się do newslettera każdej sieciówki i czerp inspiracje. Albo kopiuj. Ważne: dbaj o ubiór również kiedy jesteś sama w domu. Wracamy więc do rozpieszczania siebie – w końcu nie ubieramy się tylko dla innych, ale przede wszystkim dla siebie.

Po trzecie: udawaj. Jest takie stare angielskie powiedzenie „fake it till you make it” – udawaj, aż to osiągniesz. Mówią, że udawanie osoby pewnej siebie sprawia, że zaczynamy czuć się pewnie. Jak to zrobić? Wyprostować się, mówić głośno i nigdy nie przestawać się uśmiechać.

Po czwarte: ćwiczenia i dieta poprawiają nastrój i zaryzykuję twierdzenie, że nawet bardziej niż zakupy. Chciałabym w to wierzyć, ale ciągle jestem na etapie bardzo początkującym. Otuchy dodaje mi myśl, że ćwiczenia z czasem uzależniają i ponoć nie można sobie wyobrazić życia bez nich. Czekam na ten moment z niecierpliwością.

Kim jest Kobieta Idealna?

Na początek zdefiniujmy. Chociaż tak naprawdę wszystkie znamy odpowiedź na to pytanie. Bo w życiu każdej z nas jest ktoś taki. Po czym ją poznać? Jest kilka cech charakterystycznych:

  • Zawsze wygląda idealnie od stóp do głów. Jej włosy są gładkie i lśniące, chociaż na dworze panuje wichura. Ubrania ma ZAWSZE wyprasowane i nosi dopasowane kolorystycznie akcesoria. Jasnym jest, że nosi drogą bieliznę, a nie bokserki w kwiatki. Na jej głowie nigdy nie zobaczysz kolorowej frotki!
  • Nie przeklina, nie pali i nie pije alkoholu, a mimo to jest duszą towarzystwa i potrafi rozmawiać z każdym o wszystkim.
  • Jeśli się spóźnia, to tylko „modnie”, robiąc przy okazji efektowne wejście. My wpadamy zziajane, z rozczochraną głową i nieskładnym ubraniem, nie wzbudzając najmniejszego zainteresowania, a wszyscy milkną dokładnie sekundę zanim powiemy „K****, gdzie podziałam lusterko?!”, grzebiąc we wnętrzu torebki.
  • Wie, jak prowadzić rozmowy z ludźmi, żeby sprawiać wrażenie zainteresowanej i obytej w temacie. Ma też tzw. „wiedzę krzyżówkową” – wie coś o każdej dziedzinie życia, nauki, polityki. I nie musi przeglądać Wikipedii pod stołem na swoim smart fonie, żeby wiedzieć dokładnie, o czym jest mowa.
  • Jej makijaż jest zawsze perfekcyjny. Żadnych „oczu-pand”, sklejonych rzęs czy zbyt intensywnego różu. Tak, idealna kobieta używa różu!
  • Jej mieszkanie jest zawsze perfekcyjne. Na półkach nie ma kurzu, kot nigdy nie drabie kanapy, a na stole palą się klimatyczne świeczki. Wchodząc do jej mieszkania masz wrażenie, że grasz drugoplanową rolę w kasowej komedii romantycznej. Jesteś oczywiście niezdarną i głupiutką przyjaciółką głównej bohaterki i zakochasz się w pryszczatym współlokatorze jej nowego faceta.
  • Wokół niej zawsze gromadzi się grupa najprzystojniejszych mężczyzn. Znajdziesz wśród nich nawet swojego najbliższego przyjaciela, który zawsze twierdził, że takie kobiety nigdy go nie zainteresują, bo są puste i bez duszy…
  • Nie wiesz, czy ją kochać czy nienawidzić. Bo chociaż zżera cię zazdrość i czasami masz dosyć słuchania o jej kolejnym awansie, mega przystojnym narzeczonym czy odlotowej imprezie, na której ostatnio była, to sama jej obecność sprawia, że też czujesz się trochę bardziej idealna, trochę bardziej „glamour”. I nie ukrywajmy, ona jest jedyną przepustką do interesującego towarzystwa.

A co nas najbardziej irytuje w Kobiecie Idealnej?

  • To, że znamy ją od bardzo dawna i wiemy doskonale, że wcale nie była taka bystra w szkole albo zdobyła obecną posadę prezesa firmy dzięki ciotecznemu bratu kuzynki mamy. I przeklinamy los, że nas nie spotkało nigdy to samo. W zamian, ciułamy każdy grosz na posadzie, która nie ma nic wspólnego z kierunkiem naszych studiów, ale nie mamy odwagi pójść po podwyżkę ani poprosić o awans.
  • Bo jest idealna. Ubrania się na niej nie gniotą, wygląda świetnie w rozciągniętym swetrze, jej mieszkanie pachnie wanilią nawet w trakcie gotowania, a jej cera nie zna słowa „pryszcz” czy „przebarwienie”.
  • Jest ideałem, do którego można dążyć, ale nie zawsze się to udaje. Nie każdy urodził się z gracją, inteligencją i idealną figurą. I nie wszystko to można osiągnąć. Efekt: niekończąca się frustracja i depresja.

Skąd się biorą Kobiety Idealne?

Tak naprawdę trudno powiedzieć. Bo nie jest to w zupełności kwestia wychowania i domu, w którym się mieszka (znam różne KI, pochodzące z różnych typów rodzin). Jest to więc cecha wrodzona – idealność. Albo nabyta – czego będę przykładem już za niedługo.

Dzień „zero”, czyli narodziny Kobiety Idealnej

Mam już tego dosyć! Plam z ketchupu na moich nowych jasnych spodniach. Wystających rajstop z nogawki, których zapomniałam wyciągnąć przed wyjściem z domu. Rozmazanego tuszu pod oczami po krótkiej przebieżce przez miasto, bo ZNOWU wyszłam za późno.

Mam dosyć dostosowywania mimiki twarzy do rozmówców, kiedy poruszają tematy polityczne, bo nie wiem, o co chodzi. Nie chcę się też czuć, jak jakaś sierota na imprezach, bo moje świeże loki zamieniły się w futro barana, a do tego założyłam spodnie z dziurą, o której zapomniałam i muszę uważać na każdy swój ruch!

Dlatego postanowiłam, że zostanę kobietą idealną!

No dobrze, jest jeszcze jeden powód. Mam dosyć bycia postrzeganą przez mężczyzn jako kumpla, którego można klepać po plecach i bekać w jego obecności bez zażenowania. Szczególnie przez Niego, nazwijmy go Kacper. Faceta, z którym pracuję i który gustuje w Kobietach Idealnych. Pewnie dlatego, że sam jest idealny…

Wczoraj powiedział mi, że jestem „spoko”. Spoko. Tak się mówi o kimś, z kim fajnie się spędza czas, ale bez przesady. Na pewno nie mówi się „spoko” o kobiecie swojego życia. Dlatego mam jedno wyjście – albo dam sobie spokój z moim platonicznym uczuciem albo sprawię, że mnie w końcu zauważy. Do tego celu muszę stać się trochę bardziej… hmm, idealna.

Tak. Będę we wszystkim perfekcyjna, bardziej skupiona i zaangażowana. Muszę wyzbyć się mojego roztrzepania, niepunktualności i ciapowatości. W tym celu stworzyłam sobie Dekalog Kobiety Idealnej, który zamierzam realizować zaczynając od dziś:

  1. Nie będziesz się spóźniać przez wcześniejsze wychodzenie z domu co najmniej o 15 minut.
  2. Nie będziesz przeklinać, kiedy ktoś może to usłyszeć.
  3. Nie będziesz się upijać i naśladować w tańcu Beyoncé, kiedy tak naprawdę wyglądasz jak schwytany, trzepoczący skrzydłami kurczak.
  4. Będziesz przygotowywać sobie ubrania na następny dzień wieczorem. To samo dotyczy zaplanowanych wyjść o charakterze imprezowym.
  5. Będziesz prasować wszystkie swoje ubrania – też wieczorami (patrz: punkt 1).
  6. Będziesz dbać o swoje otoczenie, nie rozrzucając ubrań byle gdzie i myjąc naczynia każdego wieczoru. Dwa razy w tygodniu będziesz sprzątać mieszkanie.
  7. Zadbasz o swoje ciało ćwicząc przynajmniej 5 razy w tygodniu i jedząc zdrowo.
  8. Zadbasz o swoją duszę i intelekt czytając książki i oglądając wiadomości w telewizji. W razie konieczności użyjesz Wikipedii, żeby zgłębić temat, którego nie zrozumiałaś z telewizji.
  9. Spędzisz ten rok na nauczeniu się czegoś nowego.
  10. Przestaniesz kupować ubrania na kilogramy tylko dlatego, że ci się podobają bądź uważasz, że kiedyś się odważysz je założyć. Od dziś kupujesz ciuchy zestawami i tylko jeśli w szafie masz co najmniej trzy rzeczy, które będą do nich pasować.

Mam zacząć od dziś, ale już prawie wieczór, więc umówmy się, że zacznę od jutra. Podoba mi się ta myśl! Będę Kobietą Idealną!