Na problemy – weź niepie****!

Chyba każdy już widział parodię reklamy jednej z kabareciarek o leku ba ból, która okrążyła Internet z prędkością światła. Przyznam, że natknęłam się na nią w chwili, kiedy dokonywałam przewartościowania swojego życia.

Tak, koniec roku wpływa na mnie refleksyjnie. Chyba mamy już zaprogramowane robienie podsumowań i snucie planów na lepszy nadchodzący rok. W każdym razie ja tak mam i grudzień mija mi właśnie w ten sposób.

Kilka dni temu wróciłam z pracy kompletnie wykończona. Stres zaczyna solidnie dawać mi we znaki, a i w prywatnym życiu nie jest kolorowo (kto chce wracać po ciężkim dniu do pustego mieszkania, gdzie tylko kocie miauczenie pełne pretensji i wyrzutów wypełnia przestrzeń?). Konto w banku wyczyszczone z okazji zbliżających się Świąt. Planów na Sylwestra żadnych, bo zabawa wśród par dla singielki to średnio fajna opcja…

Nie zauważyłam, kiedy ta lista w mojej głowie sama zaczęła się powiększać, aż urosła do takich rozmiarów, że wszystko zaczęło być ponad moje siły i totalnie mnie przerastać. Deprecha, jak nic.

Aż tu nagle przełączając programy w TV zobaczyłam jedną z tych reklam fundacji TVN czy Polsat z niepełnosprawnym, ale uśmiechniętym chłopcem, którego marzeniem było, aby zostać adwokatem…

Kurczę. Wiem, że problem problemowi nierówny i każdy się zmaga ze swoim marnym istnieniem. Ale skoro chłopiec, który nie może samodzielnie się nawet ubrać, potrafi codziennie uśmiechnąć się do życia, to czemu ja nie potrafię?

A przecież Kobieta Idealna nie chodzi z nosem zwieszonym na kwintę i nie strzela fochem na cały świat!

Dlatego zaczęłam od nowa. Na każdy mój problem mówię sobie „weź niepie****”. Póki co – działa. Ale co będzie dalej? Na pewno dam znać 😉

Rady dla młodszej mnie?

Ostatnio ciągle natrafiam na dosyć wymowne słowa Helen Mirren, które najwyraźniej nie tylko mnie przypadły do gustu:

„At 70 years old, if I could give my younger self one piece of advice, it would be to use the words ‘fuck off’ much more frequently.”

Czyli w wolnym tłumaczeniu: Teraz, w wieku 70 lat, gdybym mogła dać młodszej sobie jakąś radę, byłoby to „używaj słowa ‚odwal się’ znacznie częściej.

Trafne. Bardzo trafne. Przyłapuję się na tym, że wspominam różne chwile z przeszłości i wyobrażam sobie, co by się stało, gdybym wtedy powiedziała „odwal się”. Może nie zmieniłabym swojego życia o 180 stopni, ale jednego jestem pewna – czułabym się lepiej.

Dlatego pomyślałam sobie, że chociaż nie mam jeszcze 70 lat, to jednak żyję ponad ćwierć wieku (ćwierć wieku plus pięć), więc może też mogłabym jakąś naukę wynieść z mojej dotychczasowej egzystencji. Co by nie poszła w las.  Więc oto i one – moje rady dla młodszej mniej, które uczyniłyby moje życie łatwiejszym i prostszym, gdybym tylko je usłyszała (i wzięła do serca) tych kilka lat temu…

(I gdyby ktoś się zastanawiał – tak, można mnie cytować 😉 )

Kiedy coś robisz, nie musisz być w tym najlepsza. Wystarczy, że jesteś dobra, a czasami nawet – przeciętna. Podstawą jest wiedza, jak rozkładać wysiłek na poszczególne zadania.

Ludzie w 99% nie myślą o tobie tego, co ci się wydaje, że myślą.

Wybierając studia, zapomnij o ideałach i pasjach. Zastanów się, co umiesz robić i czego możesz się nauczyć. Jeśli coś jest Twoją pasją, nie musisz tego studiować.

Bądź cierpliwa. Czasami nie od razu dostajesz to, czego chcesz. I pamiętaj, co śpiewał Mick Jagger: Jeśli się postarasz, czasami dostaniesz to, czego potrzebujesz.

Nigdy, ale to przenigdy nie pozwól, aby facet narzucił ci coś, czego nie chcesz i z czym czujesz się niekomfortowo (opinię, sposób na weekend, lateksowe ubranie…). Obojętnie, co do niego czujesz. Nigdy, przenigdy niech ci to nie wchodzi w nawyk.

O, to tyle. Ciekawa jestem, co się zmieni w moich „dobrych radach” za 10 lat 😉