Jak przetrwać Walentynki jako singiel?

Nienawidzę takich nagłówków! Jakby singielka w Walentynki miała dwie możliwości:

  1. Jeść lody, zapijać winem, oglądając romantyczną komedię i udając, że jest bohaterką amerykańskiego romansu, która w końcu odnajdzie swoje szczęście albo
  2. Popełnić samobójstwo.

Nie przesadzajmy, Walentynki to zwykły dzień. Święto zakochanych. Jeśli ktoś nie jest zakochany, nie obchodzi go tak, jak ateista nie obchodzi Bożego Ciała. Nic poza tym. Tymczasem nagłówki ze słowami „przetrwać”, „przeżyć”, „dać radę” sugerują, że tylko dlatego, że nie mamy drugiej połówki, musimy się dołować i przygotowywać, aby jakoś przejść przez te 24 godziny bez podcinania sobie żył.

Tak naprawdę, to nie brak miłości jest naprawdę tragiczny. Tragedia to kochać, ale platonicznie. I codziennie słuchać w pracy, jaki to on jest szczęśliwy ze swoją nową dziewczyną. A co najbardziej mnie dobija w tym wszystkim to to, że mam 30 lat, a piszę jak 15-latka. On mnie nie kocha, on kocha inną, ta inna to zdzira.

Z tej rozpaczy zaczęłam oglądać serial „Singielka”. Typowy, w stylu TVN, od pierwszego odcinka wiadomo, jak się skończy, ale się wciągnęłam. I zrozumiałam, że potrzebny mi nowy plan. Nowy mężczyzna, najlepiej jakiś dostępny. Nie, nie chodzi o Walentynki. Chodzi o to, że jeśli nie wyleczę się z tego fatalnego zauroczenia, to popadnę w prawdziwą depresję.

A zatem, plany na najbliższy tydzień:

  1. Zrewidować moje postanowienia w dążeniu do ideału.
  2. Zastanowić się, jak i gdzie kogoś poznać.

Do dzieła…