Czas spojrzeć prawdzie w oczy…

Przemyślałam sprawę, przeanalizowałam dokładnie pod każdym kątem i w końcu zrozumiałam – nigdy nie będę Kobietą Idealną. Istnieje ku temu kilka solidnych przesłanek.

Po pierwsze – nie jestem w stanie zjeść hamburgera w białej bluzce nie plamiąc jej sosem (chociaż tak na dobrą sprawę już jedzenie hamburgera mnie skreśla, bo wiadomo, że KI tego nie robi).

Po drugie – nie mogę zmusić się do poświęcania czasu codziennie wieczorem, żeby wybrać ubrania na następny dzień, wyprasować i zawiesić na wieszaku na drzwiach szafy. Nie ma takiej możliwości. Wiem, bo próbuję od roku i mi to kompletnie nie wychodzi. Ciągle wygląda to tak, że odkąd otworzę oczy, zastanawiam się, co ubrać. Gdzieś na etapie mycia zębów mam już jakąś ideę, którą konfrontuję ze stanem szafy i kosza na pranie. Następnie oceniam zdatność do użycia oraz konieczność prasowania (a w tym przypadku mam baaardzo niskie wymagania), po czym narzucam na siebie, łapię za torebkę, klucze i wybiegam (przypominając sobie jeszcze, że w kuchni od 3 dni śmieci czekają na wyrzucenie…).

Po trzecie – nie jestem w stanie zrobić sobie własnoręcznie żadnej konkretnej fryzury. Moje zdolności manualne w tym zakresie ograniczają się do obsługi prostownicy. Ewentualnie mogę sobie zrobić coś, co nazywam „kokiem w nieładzie”. Jest to moja piątkowa odsłona zazwyczaj, bo w czwartek nie chce mi się myć włosów (w końcu robiłam to przez 4 ostatnie dni z rzędu!) i uważam ją za pasującą do ostatniego dnia pracy w tygodniu. Aha, jeszcze umiem związać włosy gumką, a co! Natomiast podkręcanie prostownicą końcówek, suszenie na szczotkę, żeby nadać im objętości… Nie wiem, nie umiem, nie mam czasu.

Po czwarte – ciężko mi przychodzi zachowywanie się, jak dama. Kiedy czuję się swobodnie w czyimś towarzystwie, wybucham spontanicznym, mało kobiecym śmiechem. Opowiadam też czasami durne żarty i paplam, co mi ślina na język przyniesie. W połączeniu z alkoholem tworzę nieraz niezwykle żałosny obraz i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Niestety dopiero następnego dnia.

Po piąte – kompletnie się nie znam na trendach i nie umiem sobie tak dobrać ciuchów i butów, żeby mieć w mojej garderobie wszystko. Nie mam małej czarnej, do niektórych butów kompletnie nie mam spodni, a do niektórych spodni nie mam butów. Nie mówiąc o sukienkach i ubraniach sezonowych. Efekt jest taki, że wiosną jestem elegancka, latem sportowa, a zimą casual z domieszką rocka.

No i mam kota. Kobieta Idealna, jeśli ma zwierzę, to psa. Wielkiego, rasowego, zadbanego. Ja jestem stereotypową singielką mieszkającą z kotem.

Tak więc nie ma się co dłużej oszukiwać. To życie w wierze, że mogę się zmienić i być kimś kompletnie innym bardzo mnie unieszczęśliwiało. Próbowałam dosięgnąć ideału, który – jak się okazuje – jest dla mnie nieosiągalny. Dlatego od dzisiaj mam nowy plan: zamiast być kobietą doskonałą będę po prostu sobą, ale nieco stuningowaną, bo nie zamierzam się teraz poddać. Będę się doskonalić i rozwijać, tylko w granicach zdrowego rozsądku.

Jedna uwaga do wpisu “Czas spojrzeć prawdzie w oczy…

Dodaj komentarz