Tak, dążę do ideału (cokolwiek on oznacza) i rzeczywiście przyczyną był mężczyzna, ALE trzeba zdać sobie sprawę z tego, że związki i faceci to nie wszystko. Najważniejsze jesteśmy MY!
Coraz więcej moich przyjaciółek się rozstaje z tych samych powodów: czują się zaniedbane, stłamszone, zmęczone ciągłym staraniem się i dbaniem o wspólny dom, o niego i wszystko inne wokół.
Poszerzanie się grona singielek w moim otoczeniu bardzo mnie cieszy. Nie, nie dlatego, że w końcu mam z kim imprezować. Bardziej dlatego, że widzę coraz częściej, że kobiety zaczynają myśleć o sobie. I to jest dobra wiadomość. W porównaniu z naszymi mamami i babciami, które były podporządkowanie mężczyźnie (i często jego rodzinie), współczesne kobiety są trochę bardziej świadome i pewne siebie. Przestają sobie pozwalać na sprowadzanie ich roli do strażniczki domowego ogniska. Chcą się realizować. Dbają o siebie.
Oczywiście rozstanie nie jest jedynym wyjściem i właściwie powinno być ostatecznością. Czasami wystarczy zmienić swoje nastawienie, żeby świat wokół nas też zaczął się zmieniać. Znam pary, które przechodziły głęboki kryzys, kiedy kobieta zaczęła się w związku emancypować, ale przetrwali to i są bardziej szczęśliwi. Bo tylko jeśli mamy w sobie szczęście, możemy uszczęśliwiać innych (patrz: mój poprzedni wpis).
Dlatego uważam, że należy dbać o siebie, czyli:
- poświęcać czas na swoje hobby,
- spełniać się w życiu prywatnym – nawet jeśli ukochany nie chce nam towarzyszyć,
- rezerwować sobie czas tylko dla siebie,
- robić zabiegi pielęgnacyjne (w warunkach domowych lub gabinetowych),
- uczyć się nowych rzeczy,
- stawiać na swoim w kwestiach, które mają dla nas znaczenie,
- robić sobie prezenty.
A przede wszystkim: nie pozwolić, aby nastrój/ zachowanie/ przyzwyczajenia naszego ukochanego wpływały na to, kim jesteśmy i jak się czujemy!
To moja recepta na udany związek.
Powiedziała singielka 🙂