Zrób to DLA SIEBIE!

Odkryłam Amerykę! Zrozumiałam, co należy robić, aby czuć się piękną, szczęśliwą, po prostu – IDEALNĄ. Wystarczy… codziennie się rozpieszczać 🙂

Nie, nie mam na myśli wydawania fortuny na ciuchy, torebki czy wyjazdy, które poprawiają humor tylko na chwilę. Mam na myśli codziennie czynności, których nie wykonujemy, bo wydaje nam się, że robione tylko dla nas nie mają sensu.

Dla  przykładu:

Ile razy podgrzewałaś pierogi kupione w biedronce, bo twierdziłaś, że nie chce ci się gotować tylko dla siebie?

Ile razy zakładałaś pierwszą lepszą rzecz z szafy przed wyjściem z domu, bo wiedziałaś, że i tak nie spotkasz nikogo, dla kogo warto by było atrakcyjnie wyglądać?

Ile razy rezygnowałaś z hobby, bo nie mogłaś znaleźć nikogo, kto chciałby je z tobą dzielić?

Otóż cała rzecz polega na tym, żeby właśnie podjąć ten wysiłek – znaleźć fajne przepisy na obiad i poświęcić czas na przygotowanie prawdziwej uczty dla jednej osoby, wystroić się, tylko dlatego, że masz na to ochotę, wyjść ze strefy komfortu i zacząć naukę języka/ basen/ przejażdżki rowerowe/ etc. bez przyjaciółki czy siostry u boku. Dla siebie. Bo na to zasługujesz i tak naprawdę w twoim życiu jesteś jedyną osobą, dla której warto podejmować jakikolwiek wysiłek.

Głęboko wierzę w to, że takie podejście  do siebie to początek najlepszego związku, jaki można mieć w całym życiu. Przyjaciele, rodzina, partner są ważni, ale nie ma sensu kłaść na nich takiego ciężaru, jakim jest obowiązek uszczęśliwiania ciebie. Nikt temu nie podoła. Nie ma co czekać, aż ktoś nada naszemu życiu sens, bo bolesna prawda jest taka, że taka osoba może nigdy się nie pojawić. Albo zupełnie inaczej rozumieć, czym jest dla nas szczęście… Ale to już inna sprawa.

Idąc dalej za ciosem, pomyślałam sobie, że aby być dla siebie dobrym, trzeba też rozwijać w sobie trochę dyscypliny, być swoim mądrym rodzicem. Co to oznacza? Rzecz jasna:

  • wybieranie owoców w sklepie zamiast czekolady,
  • organizowanie sobie rozrywek na świeżym powietrzu,
  • odpoczynek, kiedy nasz organizm go potrzebuje,
  • wizytę u lekarza, kiedy źle się czujemy albo odczuwamy niepokojące dolegliwości,
  • dbanie o swoje bezpieczeństwo,

czyli wszystko to, co dobry rodzić robiłby dla swojego dziecka.

Proste? Pewnie, że tak!

Na drodze do ideału

Nadszedł czas na zmiany. Zmiany na lepsze. Myślę, że w końcu dojrzałam do tego, aby po raz kolejny zmierzyć się z ideałem. A może nie tyle dojrzałam, co odczułam silną potrzebę wprowadzenia jakichś znaczących zmian. Szczególnie, że ostatnio z jakiegoś powodu dopadają mnie gorsze nastroje.

Dążąc do bycia Kobietą Idealną, tym razem podejmuję wyzwanie w sposób przeze mnie ulubiony – małymi kroczkami. Oznacza to po prostu, że zmiany będę wprowadzać stopniowo. Ponoć potrzeba 21 dni powtarzania, żeby się do czegoś przyzwyczaić. I tę prawdę przetestuję.

Od 2 tygodni wypijam codziennie 1,5 l wody w pracy (+ herbaty czy napoje spożywane w domu = co najmniej 2 litry). Woda oczyszcza organizm (pod warunkiem, że jest mineralna), a tego na pewno mi potrzeba. Oczyszczenia.

Od 3 tygodni próbuję regularnie ćwiczyć. Wychodzi mi to różnie, dlatego postanowiłam sobie, że będzie się to odbywać przynajmniej 3 razy w tygodniu. Jeśli się uda częściej, to super. Na razie mi się nie udało. W ostatnich dwóch tygodniach ćwiczyłam dwa razy… Ten tydzień jeszcze się nie skończył, a dwa treningi mam już za sobą, więc wygląda to obiecująco.

Znalazłam sobie idealny trening – Bikini Chodakowskiej. Podoba mi się to, że jest intensywny i składa się z dwóch rund. Jeśli mam gorszy dzień, robię tylko jedną rundę. Staram się jednak robić dwie.

Zaletą ćwiczeń jest to, że nie ciągnie mnie do słodyczy, bo wyobrażam sobie, że jedna czekolada zaprzepaszcza cały trening. Wybieram więc owoce (nie licząc dzisiejszego worka czekoladek  z truflami, ale na własne usprawiedliwienie powiem, że to jest ten czas w miesiącu, kiedy dziewczyna po prostu potrzebuje czekolady…).

Za wcześnie, żeby mówić o efektach, ale mam nadzieję, że moje nowe, zdrowe przyzwyczajenia pobudzą te wszystkie serotoniny i oksytocyny i będę trochę bardziej pozytywnie nastawiona do życia. Póki co, lekko nie jest. Postanowiłam jednak trochę sobie dopomóc w tym procesie i ćwiczyć pozytywne myślenie. Widzę, że kiedy zmieniam nastawienie, wszystko wydaje się lepsze. Czasami mam jednak wrażenie, że to ponad moje siły. Z drugiej strony, na nerwy działają mi ostatnio marudzący i uskarżający się na swój los ludzie. Każdy ma na jakiś sposób ciężko. Ja nie odczuwam potrzeby dzielenia się moimi ciężarami z otoczeniem. I nie mam sił, żeby się mierzyć jeszcze z cudzymi problemami.

Mam nadzieję, że to tylko taka faza. Tym bardziej, że zaczynam w tym wszystkim tęsknić za moim  byłym i zastanawiać się, dlaczego tak właściwie się rozstaliśmy. A to znaczy, że nie jest dobrze 😉