Jak znaleźć faceta po 30?

Wpisałam dzisiaj w Google frazę „jak znaleźć faceta”. Ilość wyników: 777 000. Wpisałam kolejną: „jak znaleźć faceta po 30”. Tym razem 11 400 000 wyników. Z wiekiem konkurencyjność frazy rośnie, co nie wróży dobrze nam, trzydziestkom…

Wstyd się przyznać, ale jestem sama już niemal od roku. Trudno to jednoznacznie określić, bo mój związek rozpadał się miesiącami (konsekwencje wspólnego mieszkania, finansów, kota…). Między moim zauroczeniem Kacprem (który jest zadziwiająco długo z jedną osobą, bo już niemal 11 miesięcy, co może oznaczać, że to jednak coś poważnego…), a niewinnymi flirtami w barach czy na dyskotekach, nie zauważyłam, że minęło już tyle czasu.

W pewnym sensie pozwoliłam sobie na jego upływ. Nie byłam gotowa pakować się w kolejny związek, gdzieś tam zaprzątałam sobie głowę kolegą z pracy, a faceci poznani na imprezach też nie napawali optymizmem, co do ewentualnego powrotu do randkowania.

Zastanawiam się jednak, czy już przypadkiem nie nadszedł ten czas, żeby znowu wrócić na rynek. W końcu z szukaniem miłości to tak, jak z szukaniem pracy – trzeba wysłać wiele CV, włożyć dużo energii i pójść na liczne rozmowy zanim znajdzie się tę idealną. A powiedzmy sobie otwarcie – nie jestem coraz młodsza.

I mam dwa zasadnicze problemy:

  1. Wzbudzam zainteresowanie raczej znacznie młodszych, nie do końca interesujących mnie mężczyzn (Swoją drogą, czy określenie „interesujący mężczyzna” nie jest oksymoronem? Nie, nie jestem feministką, ale naprawdę rzadko zdarza mi się poznać kogoś, kto ma więcej zainteresowań niż oglądanie piłki nożnej i picie wódki z kumplami – wiadomo, bez bab, które ględzą i zrzędzą. Aczkolwiek wiem – poznaję ich głównie na imprezach, a tam ciężko o co innego… Generalnie można ten punkt również odczytać jako „zbyt wysokie wymagania”. Słyszałam, że z czasem się znacznie obniżają…).
  2. Nie mam zwyczaju przejmowania inicjatywy. Co wynika z różnych przyczyn, ale generalnie trzeba przyjąć, że jestem pod tym względem dosyć uwsteczniona, wręcz konserwatywna. I lubię pewnych siebie mężczyzn, chociaż tacy najczęściej oznaczają kłopoty.

Wiadomo, że najłatwiej próbować kogoś poznać na dyskotece, w barze, generalnie na imprezie. Alkohol cyrkluje w krwiobiegu, człowiek jest odważniejszy, bardziej przyjazny – to sprzyja obu stronom do zawierania znajomości. Z drugiej strony, w ciągu ostatniego roku zaliczyłam milion imprez – w różnych miastach, mniejszych i większych – i co?

Tak na marginesie dodam, że OCIERANIE SIĘ CZŁONKIEM O UDO KOBIETY PODCZAS TAŃCA czy OBMACYWANIE JEJ PODCZAS ROZMOWY to nie są afrodyzjaki!!! To nie działa! Chyba, że jesteś mega przystojny, mega sławny albo mega bogaty i poznałeś laskę, która akurat na to leci. Tak naprawdę, zwykła rozmowa przy drinku może kręcić sto razy bardziej. O ile oczywiście MASZ COKOLWIEK DO POWIEDZENIA.

Ale to tak na marginesie…

Więc skoro odpadają kluby, dyskoteki tudzież tzw. meliny, czyli mieszkania, w których domówki przypominają w dużym stopniu wyjście na miasto – to co pozostaje? Co pozostaje 30-latce, która pracuje 8 godzin w biurze, a potem jeszcze 2-3 godziny w domu, większość jej znajomych to małżeństwa z dzieckiem, a otaczające ją singielki chcą tylko imprezować?

Siłownia? No ok, ale tam się chodzi bez makijażu. I człowiek nie wygląda zbyt atrakcyjnie z czerwoną od wysiłku twarzą, kroplami potu spływającymi z czoła i miną omdlewającego. No chyba że chodzi o to, żeby się lansować, co trochę brzmi, jak ogromna strata pieniędzy. No i w jaki dzień i w jakich godzinach się tam pojawić, żeby trafić na większą ilość mężczyzn niż kobiet i to w dodatku takich zwyczajnych mężczyzn, a nie tzw. „karków”?

Kurs garncarstwa? Względnie języka obcego albo kulinarny, bo wiadomo, że na garncarstwie raczej facetów nie ma. Opcja dla wytrwałych to natomiast studia zaoczne. Tylko czy tam chodzą mężczyźni? Czy mężczyźni się w ogóle uczą nowych umiejętności, kiedy są singlami? Lub kiedykolwiek?

Portale randkowe? Nieeeeeeeeeeeee chcęęęęęęęęęę. To jak związkowy LinkedIn. Dosłowny i bezpośredni. Palisz? Odpadasz. Zarabiasz 1500 zł? Odpadasz. Masz blond włosy? Odpadasz  A może zresztą to faktycznie jest klucz do poznania kogoś, kto jest przynajmniej zbliżony do ideału (o ile nie kłamie), a skoro i tak wszystko przenosi się do Internetu…

Randki w ciemno? Jeśli ktoś ma znajomych, którzy mają znajomych, którzy znają wolnych singli po 30-tce, chętnych do związku, to ci znajomi to skarb. Ja takich nie mam. Chyba. A w sumie musiałabym popytać.

Praca? Pod warunkiem, że jest z czego wybierać, że nie jest to zabronione regulaminem i że nie pracuje się w tym samym pokoju, a najlepiej dziale.

I tyle, jeśli chodzi o moje pomysły.

Oglądam sobie czasami „Seks w wielkim mieście” i nie mogę uwierzyć, z jaką łatwością bohaterki poznają tam facetów (z którymi ostatecznie się rozstają, bo – powiedzmy sobie szczerze – mają spore problemy emocjonalne). Na ulicy, w galeriach, w barach, u znajomych, na promocjach książkowych, pokazach mody. WSZĘDZIE. A ja wymyśliłam tylko pięć, nie do końca idealnych miejsc…

Dodaj komentarz